Teoria jest dość prosta. Spotykasz kobietę/mężczyznę, jeśli się sobie spodobacie umawiacie się na spotkanie, potem idziecie na kolejne, czasem na jeszcze kolejne i żyli długo i szczęśliwie.

Zawsze jednak w którymś punkcie każdej historii musi dojść do pewnych komplikacji.

Ten blog traktuje właśnie o takich komplikacjach. Nie odnajdziecie tutaj sposobu na to by poderwać dziewczynę/chłopaka, ani tego co zrobić żeby być królem parkietu. Właściwie nie dowiecie się tutaj niczego pożytecznego.


poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Teoria małego szczeniaczka

Gościnny wpis Korespondentki z Wielkiego Miasta
















Generalnie chodzi o to, że uważam że Hugh Grant powinien olać Julie
Roberts w filmie 'Notting Hill'. Nie po to zachowuje się ona przez
cały film jak zimny drań, żeby on na koniec biegł do niej na złamanie
karku w swojej bladoróżowej koszuli (przy okazji obserwacja #1: Hugh
Grant się nie poci) po to by wyznać jej miłość przed stadem
fotoreporterów, a następnie żyć z nią długo i szczęśliwie. Nie nie,
powinien ją olać! Przeprowadziłam sondaż przy dzisiejszym śniadaniu -
4:1. Moi rodzice twierdzili, że powinien ją olać. Moja siostra
uważała, że powinien ją olać. Ja uważałam, że powinien ją olać. Pies
nie głosował, bo był zajęty przywoływaniem do siebie szynki z talerza
siłą woli. Mój bliźniaczy brat - no kocham go bardzo, ale bez
przesady! - twierdzi, że zdecydowanie nie powinien był jej olać. "Bo -
tłumaczy - są kobiety, którym nie można dawać kosza". I wiecie co?
Wcale nie chodziło mu o moją osobę. Chodziło mu o Julię Roberts.

Życie jest jednak brutalne - nie wszystkie wyglądamy jak Julia
Roberts, a nie wszyscy mężczyźni mówią z akcentem Hugh Granta. Nasza
polska rzeczywistość zmusza więc samców do alternatywnych zachowań
godowych, na przykład w postaci popularnych technik podrywu. Więc mój
brat tu sobie skacze na granat, czaruje laski na pana psychologa lub -
bardziej dosłownie - na magiczne sztuczki, a ja przez ten czas
prowadzę badania empiryczne zupełnie innego rodzaju -- jestem
podrywana. Drodzy panowie, podryw na Humphreya Bogarta jest już dawno
niemodny, oto najnowsze trendy w zdobywaniu płci ładniejszej (acz
trudniejszej), pochodzące wprost z królewsko-stołeczno-papieskiego
miasta Krakowa:

1. Podryw na glonojada ("Czy wiesz dlaczego ten glonojad się tak
przysysa do ściany akwarium?")
2. Podryw na doktorat ("Przepraszam, bo ja piszę doktorat... Czy nie
chciałaby się pani ze mną spotkać na kawie i porozmawiać o pani
dzieciństwie?")
3. Podryw na meandry semantyczne języka polskiego ("A co pani myśli o nazwach ulic, które są czasownikami i to jeszcze w wołaczu?")
4. Podryw samochodowy ("Pani tak ładnie wygląda z tyłu, że mógłbym za panią jeździć cały dzień")
5. Podryw liryczny ("hej lala, na twój widok mi odpierdala")

Nie wystawiam żadnych gwarancji skuteczności wyżej wymienionych technik.

I tak to się kręci - mężczyźni szukają coraz to nowych sposobów na
przyciągnięcie uwagi płci przeciwnej, a kobiety szukają coraz to
nowych sposobów na przyciągnięcie uwagi płci przeciwnej. Później z
reguły wszystko się sypie, chyba że się jest Julią Roberts i Hugh
Grantem. Doszłam do tego niedawno - chodzi o to, że większość facetów
jest jak małe szczeniaczki. A my - niech mi wszystkie panie wybaczą, a
panowie wyłączą skojarzenia - jak gumowe zabawki.

Teoria małego szczeniaczka

Gdy mały szczeniaczek dostanie gumową kość - bardzo jest szczęśliwy.
Bardzo jest podrajcowany. Cała ta ekscytacja aż się w nim nie mieści.
I skacze w miejscu z tej radości, kręci się w kółko i chodzi dumnie po
mieszkaniu ze swoją gumową kością w pyszczku, i bardzo jest z siebie
zadowolony. Ale niech ktoś nagle zabierze szczeniaczkowi zabawkę!
Popiszczy trochę, poskomli. A potem o niej zapomni, zajęty innymi
szczeniackimi* rozrywkami.

*to niezła gra słów, uważam że bardzo mi się udała!

Właściwie teoria ta została stworzona na podstawie jednego konkretnego
osobnika płci męskiej, ale po konsultacji z moim bliźniaczym bratem
rzekł mi on: "a to my wszyscy tak mamy". No dobra, niech będzie że
wszyscy. My też wszystkie tak mamy - te małe szczeniaczki są w ogóle
jakieś nadpobudliwe. Nie do poskromienia. Bywa, że irytujące. Mój
boże, ale czasem po prostu nie sposób im się oprzeć.

3 komentarze:

  1. O tempora, o mores, ileż tych kości było!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczesliwie male szczeniaczki wyrastaja czasem na dorosle psy :]

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś jest w tej obserwacji, zabrakło konkluzji - gumowe gryzaczki nudzą się wraz ze 'zużywaniem' się, choć pewnie są psy darzące je niekończącym się sentymentem.

    Wniosek? Gryzaczki powinny się szanować, nie dać się kąsać kiedy tylko psina ma ochotę, no i dbać o siebie. Szczeniaki zaś powinny sobie uświadomić, że również są odpowiedzialne za stan gryzaczka.

    OdpowiedzUsuń