Teoria jest dość prosta. Spotykasz kobietę/mężczyznę, jeśli się sobie spodobacie umawiacie się na spotkanie, potem idziecie na kolejne, czasem na jeszcze kolejne i żyli długo i szczęśliwie.

Zawsze jednak w którymś punkcie każdej historii musi dojść do pewnych komplikacji.

Ten blog traktuje właśnie o takich komplikacjach. Nie odnajdziecie tutaj sposobu na to by poderwać dziewczynę/chłopaka, ani tego co zrobić żeby być królem parkietu. Właściwie nie dowiecie się tutaj niczego pożytecznego.


sobota, 24 kwietnia 2010

Zegarek, który przepowiada przyszłość.

Jeden z moich ulubionych tekstów jakim można podbić serce każdej dziewczyny jest o zegarku, który przepowiada przyszłość.
Statystyki skuteczności nie są zbyt powalające, ale ponoć największym kłamstwem jest statystyka.
Pomysł jest prosty (i został kilka razy zastosowany)
Zagadujesz dziewczynę monologiem:

- Mój zegarek pokazuje przyszłość
- Mój zegarek mówi, że nie masz na sobie majteczek
- O, przepraszam, to za dwie godziny.

Postanowienie na dziś:
Weryfikacja empiryczna.

Podryw na pijanego kolegę.

Ostatnio zaczynam mieć coraz więcej pomysłów na to jak zagadać dziewczynę, przy tym coraz mniej okazji żeby je wypróbować. Będę umieszczał więc tu moje pomysły - tak aby chętni również mogli je wypróbować.

Do podrywu "na pijanego kolegę" potrzeba szalika, trochę wdzięku i kolegi.

Zasada jest prosta:

"Pijany kolega" (nie musi być naprawdę pijany, choć to pomaga) przysiada się nachalnie do stolika z dziewczynami. Od razu otwarcie zaczyna je podrywać i gadać straszne głupoty. Dziewczyny czują się niekomfortowo, aż tu po minucie, znikąd pojawia się wybawca, który mówi:

"Przepraszam bardzo, mój kolega trochę za dużo wypił" - i wyprowadza kolegę z knajpy. Potem po 20 minutach wraca do knajpy w poszukiwaniu szalika, który "zgubił" kiedy niósł kolegę. Przykładowa konwersacja:

"Masz bardzo ładny szalik, ja też miałem szalik"

Pijany kolega czeka natomiast w następnej knajpie na rozwój wydarzeń i pije, żeby uwiarygodnić odgrywaną postać.

P.S. Warto dodać, że to tak zwana win-win sytuacja. Bowiem kolega, który został sam może zastosować podryw na litość, został bowiem porzucony przez przyjaciela.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Optymalny stan nietrzeźwości.

Teoria optymalnego stanu nietrzeźwości została stworzona na podstawie rozlicznych badań eksperymentalnych, na nielosowej i całkowicie niereprezentatywnej (acz wysoko reprezentacyjnej) grupie badanych, którzy byli świadomi (przynajmniej na początku) celu badania oraz przewidywanego wyniku (jakim był brak świadomości).
Stworzona została przez mojego przyjaciela.

Otóż jest taki stan, kiedy wszystko (może oprócz wspinaczki z półpełną miednicą zamiast czekana) nam wychodzi. Czujemy i wiemy, że świat to za mało.
W tym stanie udaje nam się wszystko.
Stajemy się najlepszymi pisarzami, najlepiej opowiadamy dowcipy, wszystkie kobiety wydają się nami zainteresowane, wpadamy na przełomowe pomysły dotyczące podróży w czasie, stajemy się maksymalnie fotogeniczni (danego wieczoru - niestety proces ten jest odwracalny). Ja w moim optymalnym stanie nietrzeźwości zaczynam wyglądać jak George Clooney.

Ważne jednak jest by tego stanu nie przekroczyć, jak to zrobić?

Kiedy wchodzisz do knajpy wybierasz najbrzydszą dziewczynę jaka tam siedzi.
W momencie kiedy zaczyna ci się podobać, kończysz pić, płacisz i wychodzisz.

Ewentualnie zamiast brzydkiej dziewczyny można użyć niesympatycznego Pana bądź zamówić kartofle z cukrem.

Zasada postępowego poziomu.

Ta teoria siedzi w mojej głowie już od dłuższego czasu i sam się dziwię, że jeszcze jej nie opublikowałem.

Otóż związek dwojga ludzi zawsze musi ewoluować, albo przynajmniej musi się nam wydawać, że tak jest. Z czasem przechodzimy na coraz wyższe poziomy naszej znajomości.
Na początku jest dość prosto. Mamy pierwszy pocałunek, pierwszą imprezę ze znajomymi, pierwszą kolację, pierwszy raz nocujemy u siebie, potem poznajemy rodziców, jedziemy na wspólny wyjazd i tak dalej i tak dalej. Kobiety mają poczucie, że związek się rozwija.
Aż dojdziemy do takiego momentu, że level wyżej oznacza: wspólne mieszkanie lub ślub.
I tu pojawia się problem. Wszak nie zawsze jesteśmy gotowi na imprezę ze znajomymi naszej drugiej połówki, nie mówiąc już o wspólnym mieszkaniu.

Niestety, nie da się obejść tej zasady, bez złamania innej: "Nigdy nie rezygnuj z kobiety, która wie kto to jest Mistrz Yoda" oraz "Jeśli myślisz, że jesteś gotowy na ślub to znaczy, że czas zapłacić rachunek i iść do domu"

środa, 7 kwietnia 2010

Teoria Cienia

Teoria Cienia często jest mylona z teorią dużej baby. Wszystko przez stary dowcip:

- Dlaczego duże kobiety są lepsze?
- Bo w zimie grzeją a w lecie dają cień

Nie o tej jednak teorii Cienia chciałem pisać.
Otóż kobieta jest jak cień, kiedy
ją gonisz to ucieka, a kiedy ty uciekasz to ona cię goni.

Kiedy byłem zainteresowany jakąś kobietą to ciągle kręciłem się dookoła niej, aż w końcu postanawiałem dać sobie spokój. Wtedy nagle okazywało się, że to ona zaczyna do mnie pisać, wydzwaniać i przychodzić (mimo iż wcześniej dawała mi sygnały typu - stary, raczej nic z tego)

Pytanie z czego ten niewłaściwy timing wynika. Ja nadal uważam, że kobiety zdecydowanie za późno wpadają na to, że właściwie to niewielu porządnych facetów na tym świecie się znajduje i postępuje zgodnie z teorią poprzeczki.

Trzeba pamiętać tylko o jednym - Twój Cień nigdy nie może być większy od Ciebie, za to potrafi znikać kiedy gaśnie światło.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Teoria małego szczeniaczka

Gościnny wpis Korespondentki z Wielkiego Miasta
















Generalnie chodzi o to, że uważam że Hugh Grant powinien olać Julie
Roberts w filmie 'Notting Hill'. Nie po to zachowuje się ona przez
cały film jak zimny drań, żeby on na koniec biegł do niej na złamanie
karku w swojej bladoróżowej koszuli (przy okazji obserwacja #1: Hugh
Grant się nie poci) po to by wyznać jej miłość przed stadem
fotoreporterów, a następnie żyć z nią długo i szczęśliwie. Nie nie,
powinien ją olać! Przeprowadziłam sondaż przy dzisiejszym śniadaniu -
4:1. Moi rodzice twierdzili, że powinien ją olać. Moja siostra
uważała, że powinien ją olać. Ja uważałam, że powinien ją olać. Pies
nie głosował, bo był zajęty przywoływaniem do siebie szynki z talerza
siłą woli. Mój bliźniaczy brat - no kocham go bardzo, ale bez
przesady! - twierdzi, że zdecydowanie nie powinien był jej olać. "Bo -
tłumaczy - są kobiety, którym nie można dawać kosza". I wiecie co?
Wcale nie chodziło mu o moją osobę. Chodziło mu o Julię Roberts.

Życie jest jednak brutalne - nie wszystkie wyglądamy jak Julia
Roberts, a nie wszyscy mężczyźni mówią z akcentem Hugh Granta. Nasza
polska rzeczywistość zmusza więc samców do alternatywnych zachowań
godowych, na przykład w postaci popularnych technik podrywu. Więc mój
brat tu sobie skacze na granat, czaruje laski na pana psychologa lub -
bardziej dosłownie - na magiczne sztuczki, a ja przez ten czas
prowadzę badania empiryczne zupełnie innego rodzaju -- jestem
podrywana. Drodzy panowie, podryw na Humphreya Bogarta jest już dawno
niemodny, oto najnowsze trendy w zdobywaniu płci ładniejszej (acz
trudniejszej), pochodzące wprost z królewsko-stołeczno-papieskiego
miasta Krakowa:

1. Podryw na glonojada ("Czy wiesz dlaczego ten glonojad się tak
przysysa do ściany akwarium?")
2. Podryw na doktorat ("Przepraszam, bo ja piszę doktorat... Czy nie
chciałaby się pani ze mną spotkać na kawie i porozmawiać o pani
dzieciństwie?")
3. Podryw na meandry semantyczne języka polskiego ("A co pani myśli o nazwach ulic, które są czasownikami i to jeszcze w wołaczu?")
4. Podryw samochodowy ("Pani tak ładnie wygląda z tyłu, że mógłbym za panią jeździć cały dzień")
5. Podryw liryczny ("hej lala, na twój widok mi odpierdala")

Nie wystawiam żadnych gwarancji skuteczności wyżej wymienionych technik.

I tak to się kręci - mężczyźni szukają coraz to nowych sposobów na
przyciągnięcie uwagi płci przeciwnej, a kobiety szukają coraz to
nowych sposobów na przyciągnięcie uwagi płci przeciwnej. Później z
reguły wszystko się sypie, chyba że się jest Julią Roberts i Hugh
Grantem. Doszłam do tego niedawno - chodzi o to, że większość facetów
jest jak małe szczeniaczki. A my - niech mi wszystkie panie wybaczą, a
panowie wyłączą skojarzenia - jak gumowe zabawki.

Teoria małego szczeniaczka

Gdy mały szczeniaczek dostanie gumową kość - bardzo jest szczęśliwy.
Bardzo jest podrajcowany. Cała ta ekscytacja aż się w nim nie mieści.
I skacze w miejscu z tej radości, kręci się w kółko i chodzi dumnie po
mieszkaniu ze swoją gumową kością w pyszczku, i bardzo jest z siebie
zadowolony. Ale niech ktoś nagle zabierze szczeniaczkowi zabawkę!
Popiszczy trochę, poskomli. A potem o niej zapomni, zajęty innymi
szczeniackimi* rozrywkami.

*to niezła gra słów, uważam że bardzo mi się udała!

Właściwie teoria ta została stworzona na podstawie jednego konkretnego
osobnika płci męskiej, ale po konsultacji z moim bliźniaczym bratem
rzekł mi on: "a to my wszyscy tak mamy". No dobra, niech będzie że
wszyscy. My też wszystkie tak mamy - te małe szczeniaczki są w ogóle
jakieś nadpobudliwe. Nie do poskromienia. Bywa, że irytujące. Mój
boże, ale czasem po prostu nie sposób im się oprzeć.

sobota, 3 kwietnia 2010

Ciemnookularowe zmory.


Nadchodzi ten czas, który większości ludzi kojarzy się z pięknymi czasami - Piwo w parku, porozbierane dziewczęta, ogródki piwne, grille piwne, spotkania przy piwie, festyny piwne, porozbierane dziewczęta, piwo na plaży, piwo na hamaku i cała reszta porozbieranych dziewczyn.

Zapominamy jednak o ważnych niebezpieczeństwach, które czyhają na nas w tym czasie, jednym z nich są ciemnookularowe zmory.

Kiedyś pojawiła się moda na duże czarne okulary przeciwsłoneczne. Pragnę ostrzec wszystkich mężczyzn przed tym zdradliwym wynalazkiem.
Nieraz zdarzało mi się widzieć w oddali śliczną dziewczynę właśnie w dużych ciemnych okularach, po czym okazywało się, że nie jest wcale tak śliczna (czasem też okazywało się, że to wcale nie dziewczyna - niektórzy faceci w długich włosach powinni obowiązkowo nosić brody)

Wszystko przez ciemne okulary, które zasłaniają nie tylko oczy, ale i wszystko wokół.
A trzeba przyznać, że większość ludzi podbródki ma dość atrakcyjne - stąd ludzie w ogromnych czarnych okularach nam się podobają.

Jeśli chodzi o facetów i okulary przeciwsłoneczne, to odpowiedź jest tylko jedna: David Hasselhoff

czwartek, 1 kwietnia 2010

Efekt śledzia

Znajomy opowiadał mi kiedyś o super sposobie na poznanie świetnych dziewczyn - internet.
Nigdy nie korzystałem z tego narzędzia, jako że uważam to za pójście na łatwiznę.
Jednak postanowiłem przeprowadzić mały eksperyment.

Utworzyłem konto, dałem świetne zdjęcie i napisałem opis:

Mam opinię kobieciarza i pijaka, ale to nieprawda, bo najwięcej czasu spędzam grając
w gry komputerowe, ale nie żadne szczelanki, tylko takie pożądne.
Nie lubię grubych dziewczyn i marmolady.

Oczywiście wykształcenie zawodowe i koleś na bezrobociu.
W ciągu dwóch dni dostałem ponad 20 odpowiedzi.

Stwierdziłem, że to za proste. Zmieniłem więc swój status na pracującego
studenta. Wyrwałem też kilka zdań z efektu Barnuma (zainteresowanych zapraszam do wklepania tego w google) - więc teoretycznie każdemu będę się podobał.
Liczba odpowiedzi w ciągu 2 tygodni - 3.

I tak sobie myślę, że dziwni faceci są pociągający tak jak śledzie.
Każdy z nas musi ich spróbować, od czasu do czasu lubi je zjeść, ale codziennie na śniadanie to trochę przesada.
No chyba, że serwuje się je zawsze z wódką.

Poimprezowe przemyślenia

wstałem rano po imprezie.
Głowa bolała, więc wiedziałem, że było nieźle.

Pozostały jednak pewne pytania bez odpowiedzi

1) dlaczego szukałem w google ulicy rypackiej w wałbrzychu? (znalazłem to wejście w historii przeglądania o 1 w nocy)

2) czemu zastanawiałem się nad tym, czy istnieje homoseksualny nekrofil? (to pamiętam)

i kilka notatek, które zapisałem na telefonie:

1) faceci to dranie

2) kurde, nie rozumiem

3) za dobrze znamy facetów, żeby powierzyć im nasze siostry