Teoria optymalnego stanu nietrzeźwości została stworzona na podstawie rozlicznych badań eksperymentalnych, na nielosowej i całkowicie niereprezentatywnej (acz wysoko reprezentacyjnej) grupie badanych, którzy byli świadomi (przynajmniej na początku) celu badania oraz przewidywanego wyniku (jakim był brak świadomości).
Stworzona została przez mojego przyjaciela.
Otóż jest taki stan, kiedy wszystko (może oprócz wspinaczki z półpełną miednicą zamiast czekana) nam wychodzi. Czujemy i wiemy, że świat to za mało.
W tym stanie udaje nam się wszystko.
Stajemy się najlepszymi pisarzami, najlepiej opowiadamy dowcipy, wszystkie kobiety wydają się nami zainteresowane, wpadamy na przełomowe pomysły dotyczące podróży w czasie, stajemy się maksymalnie fotogeniczni (danego wieczoru - niestety proces ten jest odwracalny). Ja w moim optymalnym stanie nietrzeźwości zaczynam wyglądać jak George Clooney.
Ważne jednak jest by tego stanu nie przekroczyć, jak to zrobić?
Kiedy wchodzisz do knajpy wybierasz najbrzydszą dziewczynę jaka tam siedzi.
W momencie kiedy zaczyna ci się podobać, kończysz pić, płacisz i wychodzisz.
Ewentualnie zamiast brzydkiej dziewczyny można użyć niesympatycznego Pana bądź zamówić kartofle z cukrem.
niedziela, 18 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ja tam całe życie mam optymalny stan nietrzeźwości
OdpowiedzUsuń...i lubie placki ziemniaczane z cukrem
Podobał mi się wstęp, no i zgadzam się w zupełności. Problem z tym, że polowanie na ten stan jest jak szukanie św.Graala - w większości przypadków owocuje paskudnymi konsekwencjami, nie wspominając już o romantyzowaniu stanu intoksykacji.
OdpowiedzUsuńChoć może tylko ja tak mam, bo mój 'złoty środek' znajduje się niebezpiecznie blisko marnego końca.