Teoria jest dość prosta. Spotykasz kobietę/mężczyznę, jeśli się sobie spodobacie umawiacie się na spotkanie, potem idziecie na kolejne, czasem na jeszcze kolejne i żyli długo i szczęśliwie.

Zawsze jednak w którymś punkcie każdej historii musi dojść do pewnych komplikacji.

Ten blog traktuje właśnie o takich komplikacjach. Nie odnajdziecie tutaj sposobu na to by poderwać dziewczynę/chłopaka, ani tego co zrobić żeby być królem parkietu. Właściwie nie dowiecie się tutaj niczego pożytecznego.


piątek, 23 lipca 2010

Kilka prawd życiowych

Ostatnio otrzymałem kilka ciekawych lekcji dotyczących różnych sfer życia.

Pantofel:

Mój znajomy miał dziewczynę, która czepiała się go o wszystko.
Kiedyś w sobotę zadzwoniła do niego o 9 rano pytając dlaczego nie napisał jeszcze smsa, kiedy odparł, że śpi zapytała:

"to czemu nie napisałeś mi że śpisz?"


Nudziarz:

Mój bardzo dobry przyjaciel, który czasem za dużo myśli

"I gadałem z tą dziewczyną i wtedy sobie uświadomiłem jaki nudny jestem"


Efekt barmanki

Znajomy o reputacji tak dobrej jak moja postanowił się przedstawić nowej barmance:

- Grysik jestem
- Dzięki, mam już chłopaka

Dlaczego nawet jak coś jest śmieszne, to nie wolno się z tego śmiać.

Byłem kiedyś w mieście i przysiadły się do nas 3 dziewczyny, dwie z nich były już mocno zmęczone życiem (widać były na jakimś wieczorku filozoficznym albo seminarium agentów ubezpieczeniowych).

Zapytałem więc najbardziej komunikatywnej co porabia w życiu, na co ona odparła, że studiuje stosunki międzynarodowe:

- Ha i pewnie wszyscy faceci śmieją się z twojego kierunku - odparłem dusząc w sobie dwa dowcipy, z których każdy zawierał słowo "stosunkowy" + jeden ze słowem "międzynarodowy"

- No właśnie! - natychmiast znaleźliśmy wspólny język. Potem jednak nadeszła pora próby ostatecznej, ponieważ miała na nazwisko Stępień.

- No nie i pewnie wszyscy opowiadają ci dowcipy o tym policjancie z 13 posterunku - odparłem dusząc w sobie śmiech.

- No właśnie!

Faceci są jednak infantylni.

Dlaczego nie warto dawać za wygraną.

Pamiętacie historię o dziewczynie, która nie chciała się ze mną umówić a ja odpowiedziałem: "Wrócimy jeszcze do tego tematu"?

Otóż ja nie wróciłem do tego tematu już nigdy, za to od czasu do czasu gadaliśmy o rzeczach mniej poważnych (jak schematy społeczne) i bardzo poważnych (jak radzić sobie z upałem)

I dzisiaj ona wróciła do tego tematu, sama proponując, że musimy przenieść dyskusję na lepszy grunt na spotkaniu.

Zasada nr 1. Nie daj się spławić, a nawet jeśli rób to z klasą (najlepiej jak John McLane)

Chris Baker, czyli prawie jak John McLane

Ostatnio odkryłem nowy sposób rozwiązania problemów.
Zawsze kiedy pojawia się problem zastanawiam się co by na moim miejscu zrobił John McLane.
Wszyscy wiemy, że John McLane jest świetny. Wszak nie tylko zabija terrorystów na bosaka, ale też równocześnie pracuje nad swoimi relacjami z żoną oraz otoczeniem.

Kiedy tylko pojawi się problem, pomyśl sobie, że John McLane miał trudniej, bo był na bosaka. Z drugiej strony nigdy nie kończyły mu się papierosy, co ułatwiało mu życie.

Nawiązując do mojej historii znajomego ze stanów, postanowiłem w pewien piątkowy wieczór spróbować być jednym z tych wyluzowanych i otwartych obywateli stanów zjednoczonych. Odkryłem zatem swoje alter ego: Chris Baker from Michigan.

Wszedłem do klubu, zamówiłem piwo po amerykańsku. Natychmiast podeszło do mnie dwóch Austriaków się przywitać. Pogadaliśmy chwilę o polskich dziewczynach i o tym jak podoba nam się Wrocław, a potem życzyliśmy sobie udanej imprezy.

Następnie przekonywałem przez pół godziny znajomego mojego kumpla, że w Michigan też są fajne dziewczyny i wcale nie są takie łatwe. Łatwe dziewczyny są w Polsce, ale to dlatego że ja jestem z Michigan.
Kiedy po godzinie dowiedział się że jestem Polakiem stwierdził, że w życiu nikt go nie zrobił tak w balona.
Pewny siebie postanowiłem rozszerzyć zakres poszukiwań. Zagadywałem dziewczyny przy barze pytając: "how's the party" i nawet kiedy nie były zainteresowane znajomością i tak były bardzo miłe i ucinaliśmy chociaż chwilową pogawędkę.
Problem pojawił się wtedy kiedy mój amerykański akcent był już na tyle amerykański, że niewiele osób potrafiło go zrozumieć.
Jednak nie wszyscy we Wrocławiu znają angielski i najczęściej bali się mówić przy mnie cokolwiek (chociaż może to z powodu mojej aparycji)

Najważniejsze jednak: Chris Baker może wszystko (jak John McLane) i niebawem znowu wyruszy w miasto (zresztą udało nam się zagadać bardzo fajne dziewczyny, jednak wtedy Chris Baker sikał, a Krzysztof Siuda został sam przy stoliku)