Kiedyś wpadliśmy z kumplem na pomysł, że założymy agencję matrymonialną, jednak niecodzienną, bo zgłaszać się do nas miały osoby, które swój typ miałyby już wybrany, choć on lub ona zwykle o tym nie wiedzieli.
Tak mniej więcej wyglądała nasza historia:
Siedzieliśmy w swoim gabinecie, był późny wieczór a mgła przykrywała już całe miasto (całe? nie! jedna, jedyna wioska była niepodbita przez mgłę, stawiając opór, ale o tym innym razem)
Przyszła do nas dziewczyna, nieszczęśliwie zakochana i nieszczęśliwie nieatrakcyjna.
Spodobał jej się rok starszy chłopak, nie wiedziała co zrobić.
- Od tego tu jesteśmy - mój wspólnik odpalił papierosa zapałkami wyjętymi ze swojego kapelusza, kiedy ja zakładałem swój prochowiec i prowadziłem pilne notatki, co jakiś czas stukałem w maszynę do pisania, żeby wytworzyć odpowiedni klimat.
- Zajmiemy się tym - Dziewczyna uśmiechnęła się i wyszła rozpromieniona, uszczęśliwiliśmy ją, choć na chwilę.
Znaliśmy jegomościa, bystry, inteligentny, lubił jazz.
- Dla mnie sprawa jest stracona - stwierdziłem
- Nie takie rzeczy widziała historia - westchnął mój wspólnik. Jutro dokonamy wymiany, ty przyprowadzisz jego, a ja ją. Szkolne półpiętro, godzina 12:11, bez spóźnień.
- Zsynchronizujmy zegarki - zaproponowałem
- Lepiej nie, mam trochę inny rytm dobowy niż ty.
Spotkaliśmy się o 12:11, poznaliśmy ich ze sobą. "Przypadkowe spotkania zaaranżowane" są ryzykowną metodą w tej branży, wiedzieliśmy o tym.
Dziewczyna powiedziała "cześć" i uciekła, mój wspólnik po chwili też.
- Co słychać Tomasz?
- W porządku, fajny prochowiec. Co się stało Paulinie?
- Ciągle spotyka niewłaściwych facetów
Dwa dni później agencja już nie istniała. Po mieście krążyły plotki, że to poborcy podatkowi spalili naszą siedzibę w odwecie za terminowe płatności.
Odpowiadała nam ta wersja, dostaliśmy pieniądze z ubezpieczenia.
Dziewczyna rok później była już w szczęśliwym związku ze swoim przyjacielem, kiedy my zakładaliśmy kolejną firmę.
- Rozbijanie związków na zamówienie, to jest przyszłość!
Znam jednak przypadki kiedy takie podejście się sprawdzało. Kiedyś siedziałem w dużej grupie znajomych i jedna dziewczyna przyprowadziła koleżankę. Wszyscy usiedliśmy, a ona zrzuciła mnie z mojego miejsca:
- To jest miejsce dla Konrada, koło Ali. Ala jest dla Konrada
Zaśmiałem się w duchu z naiwności tej kobiety, Ala jest dla Konrada, ale czy Konrad o tym wie?
Miesiąc później wszedłem do knajpy z kumplem żeby pograć w bilard. Przy niewielkim stoliczku siedziała sobie para: Ala i Konrad.
Pół roku później Konrad wprowadził się do Ali, byłem nawet na parapetówce.
Konrad chyba nie wie jak to się stało, ale kiedyś mu powiem, jeśli tylko przyjdzie na spotkanie bez Ali.
niedziela, 10 października 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz