Poszedłem wczoraj na firmową imprezę. Jak to zwykle bywa, pojedliśmy, popiliśmy trochę i przenieśliśmy imprezę do klubu.
Tam odbywałem rozmowę i tańcowałem z koleżanką z innego działu, z którą od czasu do czasu zdarzało nam się gadać też w pracy (zwykle nie mamy ze sobą kontaktu).
Ona już szła, więc zapytałem, czy ją odprowadzić a ona wzruszyła ramionami (UWAGA, jeśli kobieta na pytanie, czy chce zostać odprowadzona wzrusza ramionami to oznacza to: "oczywiście")
Na początku nie załapałem, ale potem pobiegłem za nią i ponownie zaproponowałem odprowadzenie.
- No wreszcie - odparła
I szliśmy tak i rozmawialiśmy i było bardzo fajnie.
Przekonywałem ją, że życie jest piękne a ona swoim bardzo racjonalnym umysłem próbowała mnie ripostować (wszyscy wiedzą jak to się kończy)
W pewnym momencie stwierdziłem, że musimy kontynuować tę dyskusję w bardziej przyjaznych warunkach w weekend.
- Wolałabym pozostać z Tobą na stopie zawodowej - powiedziała. Nie czułem się odrzucony, ani upokorzony, jedyne co sobie pomyślałem to "challenge accepted". Spojrzałem na nią i pewny siebie powiedziałem:
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy
I tak ona pojechała a ja wróciłem do domu. Nie zdziwiłem się w ogóle kiedy zagadała do mnie w pracy przez komunikator i gadaliśmy znowu, a ona dziękowała za świetną zabawę i deklarowała jak to po imprezie ma mnóstwo pozytywnej energii.
Pewnych rzeczy nie warto nawet próbować rozumieć.
piątek, 25 czerwca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
a mówiłam Ci: na filozofie Buber,na filozofie Bubera!
OdpowiedzUsuńsamo życie...:)
OdpowiedzUsuńblue.
Ktoś tu się chyba opiernicza!!! Już prawie miesiąc nic nie napisałeś.
OdpowiedzUsuńAsia